atak dzika na polowaniu
rozjuszony i ranny dzik śmiertelnie ranił pomocnika mysliwego Fot. sxc.hu. Tragiczny wypadek na polowaniu. Postrzelony dzik zaatakował tropiących go mężczyzn. Zabił 29-letniego pomocnika
Do wykonywania polowania w nocy na dziki, lisy, borsuki, kuny domowe, norki amerykańskie oraz ptaki i ssaki należące do inwazyjnych gatunków obcych stwarzających zagrożenie dla Unii lub inwazyjnych gatunków obcych stwarzających zagrożenie dla Polski dopuszcza się używanie noktowizyjnych i termowizyjnych celowniczych urządzeń
Przepisy ogólne. § 1. Rozporządzenie określa szczegółowe zasady i warunki: 1) wykonywania polowania przez obywateli polskich i cudzoziemców, 2) 1. znakowania tusz łosi, jeleni, danieli, muflonów, sarn i dzików. § 2. Polowanie powinno odbywać się zgodnie z przepisami prawa, a także z zasadami etyki, tradycji i zwyczajów łowieckich.
Jednak to, co ją rozsławiło, to udział w polowaniu na dzika kalidońskiego. Mówi się, że inni myśliwi nie chcieli, by brała udział, ale Meleager pozwolił dziewczynie dołączyć do grupy. Mit Atalanty wskazuje, że jako pierwsza zraniła bestię, czego świadkiem był Meleager.
Zobacz najciekawsze publikacje na temat: atak dzika. Kły o centymetr minęły tętnicę. Byłam o włos od śmierci. Rozjuszony dzik poturbował Barbarę Melanowicz.
Polnische Frauen In Deutschland Suchen Mann. Protest przeciwników polowań w Krakowie Sylwia Penc / PolskapresseBurzliwy przebieg miała dyskusja podczas środowej sesji rady miasta, gdzie omawiany był projekt rezolucji w sprawie zakazu polowań w obrębie granic Krakowa. Padały mocne słowa zarówno ze strony obrońców zwierząt, jak i zwolenników odstrzałów. Radnych pochłonęła dyskusja o dzikach. Decyzję o ustanowieniu okręgów i tak podejmuje urząd marszałkowski i sejmik, a ten raczej nie zakaże polowań w Krakowie. Ostatecznie rezolucja na radzie miasta i tak nie radnych i ekolodzy apelują do władz województwa, aby na terenie Krakowa nie wyznaczać terenów łowieckich. W środę głosowano w tej sprawie rezolucję do władz wojewódzkich (to one ustalają okręgi łowieckie), ale ta nie zyskała przychylności większości radnych. Rano przed magistratem odbył się protest przeciwko organizacji polowań w Krakowie. - W zeszłym roku w Polsce zginęły dwie osoby podczas polowań. Nie zgadzamy się, aby w Krakowie, np. w lesie Witkowickim biegali ludzie z bronią. Spacerowicze natykają się nieraz na zakrwawione zwłoki zabitych zwierząt. Takie widoki mocno odbijają się zwłaszcza na dzieciach – mówił Łukasz Gibała, szef klubu Kraków dla Mieszkańców, jeden z autorów rezolucji. Podpisali się pod nią także radni Małgorzata Jantos i Nina Gabryś (KO) oraz Łukasz Maślona i Jana Pietras (KdM).Jak dodał Gibała, polowanie to XVIII-wieczna metoda redukowania populacji zwierząt. Zdaniem radnego takie zwierzęta po prostu można odławiać. - Np. dziki można przewieźć w miejsca, gdzie nie występują. Jeśli jest to już konieczne, to można je humanitarnie uśmiercić, np. zastrzykiem - mówi. Groźne sceny na polowaniu pod Krakowem. Ekolodzy zwarli się ... Zwracała uwagę, że jeśli nie będzie okręgów łowiecki, to mieszkańcy za ewentualne szkody będą mogli dochodzić odszkodowań od Skarbu Państwa. A nie od okręgu łowieckiego, co jego zdaniem będzie skuteczniejsze. Łukasz Gibała przyznał, że odławianie dzików może być kosztowniejsze, niż odstrzał, ale jego zdaniem Kraków może sobie pozwolić na taki wydatek. - W zeszłym roku zabito w Krakowie ok. 300 dzików. Koszt ich odłowienia wyniósłby ok. 600 tys. zł, czyli ok. 1 zł na mieszkańca – przekonuje Łukasz Gibała. Głos mieszkańców i ekspertówW dyskusji głos zabrało wielu mieszkańców i ekspertów, zarówno przeciwników polowań, jak i zwolenników. - Obwodów łowieckich nie było w Krakowie do roku 1994. Dlaczego? Bo wcześniej nie było ani jednego jelenia czy dzika - mówił Andrzej Tomek, były pracownik wydziału leśnego Uniwersytetu Rolniczego, członek związku łowczego i myśliwy. Zwracał także uwagę, że przepisy polskie i europejskie nie zabraniają tworzenia okręgów łowieckich na terenie parków krajobrazowych. Mówił, że argumenty Łukasza Gibały są demagogiczne. Podkreślał, że myśliwi mają obowiązek zabierania upolowanej zwierzyny. Maciej Lesiak z Dzikiego Pogotowia zaznaczył, że większość miast w Polsce prowadzi odłowy i odstrzały. - Trzeba pamiętać też o kosztach, a wspomniane 600 tys. zł to jednak całkiem dużo. Firmy zajmujące się odłowem powinny być dodatkiem przy polityce łowieckiej. Jeśli zaprzestaniemy gospodarki łowieckiej, to dramatycznie wzrośnie nam ilość kolizji drogowych z dzikimi zwierzętami - przekonywał. Mariusz Waszkiewicz z Towarzystwa na Rzecz Ochrony Przyrody gorąco popierał przyjęcie rezolucji. - Dotychczasowe cztery obszary łowieckie w Krakowie obejmują tereny rekreacyjne, z których korzystają mieszkańcy. Odstrzał dzików nie wpływa na ich ilość w terenach miejskich, co potwierdzają sami myśliwi, a wręcz zwiększa ich ruchliwość, w tym w centrum miasta - mówił polowań w granicach miasta mówili o etycznej, że myśliwi mordują zwierzęta dla rozrywki, a nie dla kontrolowania populacji. Zwracano uwagę, że polowania mogą być niebezpieczne, bywają krwawe, a w miejscach, gdzie ludzie chodzą na spacery, nie powinny się odbywać odstrzały. Jeden z myśliwych powiedział z kolei: "Dzielmy się Krakowem, jest tak duży, że starczy dla wszystkich".Radni skupili się na dzikachGdy o projekcie rezolucji zaczęli rozmawiać radni, "poziom dyskusji obniżył się", jak powiedział Łukasz Maślona (KdM). Radni najbardziej skupili się na dzikach. Zwolennicy utrzymania obwodów łowieckich w Krakowie przekonywali, że dziki są Niedawno po osiedlach nowohuckich chadzał dzik. Dzwonili mieszkańcy, byli przestraszeni, pytali się, co można zrobić. Ostatecznie dzik został odłowiony, ale ludzie realnie się bali. A w trakcie tej dyskusji pojawiła się informacja, że w rejonie lasu Borkowskiego dzik zaatakował dwie osoby, które trafiły do szpitala - mówił Stanisław Moryc (PiS).Małgorzata Jantos (KO) przypomniała, że "cały czas o zakazie polowań tylko w Krakowie, a nie w ogóle. Pamiętajmy o tym". Z kolei Nina Gabryś (KO) pytała się, jakim zagrożeniem dla człowieka są ptaki, takie jak kaczki, pustułki, itp. To był jej przytyk do tego, że skoro myśliwi i radni mówią o bezpieczeństwie, to jakim zagrożeniem dla człowieka są ogromne ilości odstrzeliwanych za okręgami łowieckimiCo ciekawe, w opinii do rezolucji radnych, prezydent Jacek Majchrowski poparł utrzymanie okręgów łowieckich na terenie miasta. Tych obecnie jest pięć i obejmują 90 proc. powierzchni miasta, choć odstrzały skupiają się głównie na terenach leśnych. Prezydent stwierdził, że brak okręgów może spowodować podwojenie się liczby dzikiej zwierzyny, co będzie skutkowało konfliktami na linii człowiek-zwierzęta oraz większymi szkodami, czy wypadkami powodowanymi przez te apel, jak krakowski, wystosował już Sopot do pomorskiego sejmiku wojewódzkiego. Wniosek ten został odrzucony. W przypadku Krakowa będzie zapewne podobnie, o czym mówili sami radni. Ostatecznie i tak rezolucja nie zyskała przychylności radnych. - Kraków będzie wolny od polowań. Obiecuję to mieszkańcom, którzy tego oczekują. Kropla drąży skałę - zakończył Łukasz kibiców Wisły Kraków w 2019 roku [ZDJĘCIA]TOP 20 najbogatszych gmin w Małopolsce w 2019 roku [RANKING]Bez wiz do USA. Do tych miast polecimy z Polski [CENY]Który z krakowskich radnych jest najlepszy? Który to leser?Budowa tunelu zakopianki - fakty, liczby, ciekawostkiPijani i naćpani kierowcy poszukiwani przez policję Polecane ofertyMateriały promocyjne partnera
Dwa polskie okręty podwodne operowały z bazy na Malcie, czatując na liniach komunikacyjnych wroga i topiąc jego jednostki. Do chwili pojawienia się „Sokoła” i „Dzika” na Morzu Śródziemnym polskie okręty podwodne nie mogły pochwalić się specjalnymi sukcesami. „Orzeł” zatopił w 1940 r. niemiecki transportowiec „Rio de Janeiro” wiozący żołnierzy Wehrmachtu. Według Bolesława Romanowskiego, zastępcy dowódcy okrętu, „Wilk” miał staranować U-Boota. Jednak nie jest to wiarygodne. Co gorsza, Marynarka Wojenna utraciła „Orła”, który zaginął w 1940 r. podczas patrolu. Do dziś nie znaleziono wraku ani nie ustalono przyczyny zatopienia. W 1942 r. „Jastrząb” został omyłkowo ostrzelany przez okręty alianckie. Uszkodzenia okazały się na tyle poważne, że podjęto decyzję o zatopieniu okrętu. Bilans działań okrętów podwodnych był więc wyraźnie niekorzystny. Sytuacja zmieniła się, gdy na Morzu Śródziemnym pojawił się „Sokół”, a potem „Dzik”. Były skuteczne. Anglicy nazwali je nawet „terrible twins” – strasznymi bliźniakami, opierając się na raportach dowódców tych okrętów podwodnych. A sukcesy w zatopieniach wrogich jednostek były w niezamierzony, lecz także celowy sposób w przypadku dowódcy „Sokoła” wyolbrzymiane. Mariusz Borowiak i Tadeusz Kasperski w książce „Polska Marynarka Wojenna na Morzu Śródziemnym 1940–1944” zweryfikowali raporty dowódców „strasznych bliźniaków”. I zredukowali liczbę zatopionych przez nie niemieckich i włoskich statków oraz okrętów. I tak jednak bilans był znakomity. Sprowadzenie do rzeczywistych liczb sukcesów „Dzika” i „Sokoła” w żadnym stopniu nie pomniejsza osiągnięć, bohaterstwa ani poświęcenia polskich marynarzy. Ich służba była skrajnie niebezpieczna, a życie załogi nieraz wisiało na włosku. Z owcą na morze Z wejściem „Sokoła”, okrętu brytyjskiej konstrukcji, do służby w 1941 r. wiąże się anegdota opisana przez Jerzego Pertka w „Wielkich dniach małej floty”. Dowódca „Wilka” miał przekazać na nowy okręt część swojej załogi. Jeden z oficerów zaproponował taki podział, by „wilk był syty i owca cała”. Na kartce papieru pojawiły się więc słowa: „wilk” i „owca”. Dowództwo Marynarki Wojennej zatwierdziło skład załogi przeznaczonej dla nowego okrętu podwodnego, jednak biorąc serio słowo „owca”, nie zgodziło się, by nazywała się tak właśnie nowa jednostka. Historia ta musiała zapewne dotrzeć do brytyjskich stoczniowców przygotowujących okręt, nazwany „Sokołem”, dla Polaków. Ponieważ w angielskim zwyczaju było nadawanie okrętom godeł, zamiast wizerunku drapieżnego ptaka – czego polscy marynarze mogli się spodziewać – wyrzeźbiono w drewnie owcę skubiącą kwiatki na łące... „Sokołem”, skierowanym wczesną jesienią 1941 r. na Morze Śródziemne, dowodził kpt. Borys Karnicki. W październiku „Sokół” dokonał nieudanego ataku na włoski krążownik pomocniczy. Dystans był zbyt duży, by liczyć na pewny sukces. „Karnicki jednak słusznie wolał zaryzykować, niż w ogóle nic nie robić” – oceniali Borowiak i Kasperski. To niepowodzenie „Sokół” powetował sobie w listopadzie, niszcząc włoski transportowiec. Wprawdzie dwie torpedy chybiły, a trzecia z powodu wady zboczyła z kursu, ale załoga „Sokoła” ostrzelała statek z działa pokładowego, doprowadzając do jego zatonięcia. Także w listopadzie „Sokół” zaatakował włoski zbiornikowiec. Torpedy wystrzelono z dużego dystansu, co więcej – celowniki były uszkodzone. Załoga jednak, słysząc eksplozję, uznała, że zbiornikowiec został trafiony, choć w rzeczywistości tak nie było. Pocieszono się dopiero po paru miesiącach, w lutym 1942 r. zatrzymując włoski szkuner motorowy u wybrzeży Tunisu. Został ostrzelany i zmuszony do zatrzymania się. Na jego pokład weszła ekipa abordażowa. Szkuner wiózł węgiel. Został zatopiony. Największym sukcesem było zdobycie planu zagród minowych znalezionych na pokładzie. Czytaj też:Kolonie dla Polaków! Czy II RP miała na nie szanse? Prawdziwe chwile grozy załoga „Sokoła” przeżyła jednak nie na patrolach bojowych, lecz w bazie na Malcie. Strategicznie ważna wyspa, położona na środku Morza Śródziemnego, była celem intensywnych nalotów. Dosięgły one w marcu i kwietniu 1942 r. także „Sokoła”. Został poważnie pokiereszowany. Ocalał dzięki manewrowaniu okrętem i ukrywaniu go wśród innych jednostek przez pełną determinacji załogę. Ona też starała się naprawić okręt, gdy – pod grozą nalotów – stoczniowcy bali się wyjść do pracy. Uszkodzenia były jednak na tyle poważne, że „Sokoła” przebazowano dla naprawy z zasypywanej bombami Malty do Gibraltaru. Świnia pod Spartivento Okręt podwodny „Dzik”, tego samego typu co „Sokół”, otrzymał właściwe do swej nazwy godło: groźny łeb odyńca. Dowódca „Dzika”, kpt. Bolesław Romanowski, nadał mu dewizę: „Nullo retentus impedimento”(Żadną niezatrzymany przeszkodą). Na początku służby „Dzik” wszakże utknął, jeszcze u wybrzeży brytyjskich w podwodnej sieci przeciw okrętom podwodnym. „Gdy wróciliśmy do Forth – wspomniał Romanowski – przewodniczący mesy wręczył mi piękny rysunek dzika uwikłanego w sieć. Był to stary sztych, na którym dzik miał potwornej długości szable i groźnie błyskał białkami oczu” (Bolesław Romanowski „Torpeda w celu”). Romanowskiemu zdarzyła się wkrótce inna niemiła przygoda. Inspekcja wyszkolenia wyszła źle, gdyż – jak twierdził – był to skutek intrygi części nielojalnych oficerów i podoficerów. W marcu 1943 r. „Dzik” przybył do bazy na Malcie. Na sukces nie musiał długo czekać. W maju wyeliminował włoski zbiornikowiec. Romanowski podkreślał, że „Dzik” był pierwszym okrętem podwodnym, który ugodził w cel pierwszą salwą. Twierdził, że dwie z czterech torped trafiły w statek. Salwa jednak nie była aż tak celna. Borowiak i Kasperski stwierdzają, że trzy torpedy chybiły, ale czwarta dosięgła zbiornikowca i wywołała niszczący pożar. Sukces koło przylądka Spartivento uczczony został przez jednego z członków załogi wierszykiem: W całej flocie z nas się śmiano, Że dziką świnię mamy za miano, Ale ta świnia pod Spartivento, Nullo retenta fuit impedimento. Artykuł został opublikowany w 3/2019 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.
Moment polowanie na niedźwiedzia jest bardzo istotnym wydarzeniem w fabule epopei Adama Mickiewicza „Pan Tadeusz”. Bohaterowie dzieła zorganizowali je w sercu puszczy litewskiej, miejscu bogatym w bory, knieje, wilcze doły zarośnięte trawą, małe i głębokie jeziorka pełne wody w kolorze rdzy oraz w drzewa pozbawione kory i liści. To tam żyło mnóstwo dzikich zwierząt: żubry, tury, rysie, dziki, łosie, wilki. Polowanie Franciszek Kostrzewski Ilustracja do Pana Tadeusza, 1886r. Aby upolować jak najcenniejszą zdobycz, pomysłodawca wyprawy – Sędzia Soplica zarządził pobudkę i zbiórkę o godzinie czwartej trzydzieści rano, przy leśnej kaplicy. Tam też zebrali się wszyscy uczestnicy polowania i razem wyruszyli w głąb puszczy. Głównym celem wyprawy było upolowanie niedźwiedzia. Gdy zwierz opuścił swój matecznik, myśliwi rozstawili się po okolicy, a ich ogary pomknęły w las w poszukiwaniu drapieżnika. Po pewnym czasie Wojski przyłożył ucho do ziemi, wstał i oznajmił wszystkim, że zbliża się do nich niedźwiedź. Na te słowa myśliwi przygotowali strzelby, aby w razie pojawienia się zdobyczy być przygotowanymi na oddanie stali i każdy ze strzelbą gotową Wygiął się jak łuk naprzód, z wciśnioną w las głową. Nie mogą dłużej czekać! Już ze stanowiska Jeden za drugim zmyka i w puszczę się wciska; Jakie było ich zdziwienie, gdy w kilka sekund po słowach Wojskiego ujrzeli wyłaniającego się z boru zwierza! Mimo iż goniło go dwadzieścia ujadających psów, iż grzmiały trąby, a zebrani oddali kilkanaście strzałów w jego kierunku – on nadal parł przed siebie. Okazało się, że nie dosięgła do żadna kula! W chwilę później strzelcy i biorący udział w obławie wyruszyli, by przeciąć zwierzęciu drogę między puszczę i ostępem i otoczyć go. Na nic się to jednak zdało, ponieważ niedźwiedź zawrócił w mniej strzeżone miejsce, gdzie las był rzadszy. Zastawszy tam jedynie Tadeusza, Hrabiego oraz kilku obławników, drapieżnik rycząc stanął na tylnych łapach i wyrwał pobliskie drzewo z korzeniami. Gdy skowyt psów ucichł, ruszył w kierunku głównych bohaterów, a oni przerażeni, oddali chybione strzały z flint i zaczęli uciekać. Wówczas niedźwiedź rzucił się za nimi i dosiągł łapą włosów Hrabiego, którego przed śmiercią uratował strzał z nieznanego kierunku . Okazało się, że z pomocą bohaterom przybyli uzbrojeni Asesor, Rejent i Gerwazy. Gdy Asesor z Rejentem wyskoczyli z boków, A Gerwazy biegł z przodu o jakie sto kroków, Z nim Robak, choć bez strzelby - i trzej w jednej chwili Jak gdyby na komendę razem wystrzelili. Powalone zwierze, całe zakrwawione, jeszcze dyszało i otwierało oczy, gdy dopadły go pierwsze psy Podkomorzego, które przed rozszarpaniem zdobyczy powstrzymał Wojski (kazał im włożyć kije między zęby). Gdy udało się odciągnąć wygłodniałe ogary, rozpoczęła się kłótnia Asesora z Rejentem o to, który z nich jest autorem celnego strzału powalającego niedźwiedzia. Spór przerwał po jakimś czasie Gerwazy, który zaczął rozcinać pysk dużego mieszkańca puszczy, by z jego czaszki wydobyć kulę. Gdy tego dokonał, uświadomił kłócącym się, że nie pochodzi ona z ich flint, lecz pasuje do strzelby Horeszkowskiej. Okazało się, że Hrabiego i Tadeusza przed niedźwiedziem uratował ksiądz Robak, który wyrwał Gerwazemu z rąk flintę i oddał celny strzał z odległości stu kroków w samą paszczę, po czym - upewniwszy się, że Tadeuszowi i Hrabiemu nic się nie stało - uciekł w pole. Polowanie zakończyło się zadudnieniem przez Wojskiego w bawoli róg – jako znak pomyślnego finału wyprawy. Natenczas Wojski chwycił na taśmie przypięty Swój róg bawoli, długi, cętkowany, kręty Jak wąż boa, oburącz do ust go przycisnął, Wzdął policzki jak banię, w oczach krwią zabłysnął, Zasunął wpół powieki, wciągnął w głąb pół brzucha I do płuc wysłał z niego cały zapas ducha. I zagrał: róg jak wicher niewstrzymanym dechem Niesie w puszczę muzykę i podwaja echem. Umilkli strzelce, stali szczwacze zadziwieni Mocą, czystością, dziwną harmoniją pieni. Starzec cały kunszt, którym niegdyś w lasach słynął, Jeszcze raz przed uszami myśliwców rozwinął; Napełnił wnet, ożywił knieje i dąbrowy, Jakby psiarnię w nie wpuścił i rozpoczął łowy. Bo w graniu była łowów historyja krótka: Zrazu odzew dźwięczący, rześki - to pobudka; Potem jęki po jękach skomlą - to psów granie; strona: - 1 - - 2 -
Depopulacja dzików. Odstrzał rozpoczęty, wkrótce populacja dzików w Polsce może zostać całkowicie zniszczona. Niektórzy myśliwi protestowali i twierdzili, że epidemia ASF nie zostanie powstrzymana. Nie udało się jednak powstrzymać masakry. Odstrzał dzików w Polsce zapowiadano jako rzeź. Wszystko po to, by mogła zostać powstrzymana epidemia ASF. Masowe polowania budziły nawet protesty myśliwych. Sam były minister Jan Szyszko, znany z brutalnego polowania na bażanty, uznał pomysł zabijania dzików za absurdalny i nieskuteczny, bo wirus i tak będzie się rozprzestrzeniał. Podobnego zdania jest dziennikarka Karolina TEŻ: Magdalena Ogórek kontra Maja Ostaszewska. Połączyła dziki z aborcją Krew jest wszędzie. Roznoszą ja psy i ludzie. Na nogach, butach, oponach samochodów. To nie jest walka z wirusem ASF. To jest rzeź. Bezsensowna i głupia rzeź – napisała na swoim Facebooku Korwin-Piotrowska. Dziennikarka udostępniła też brutalne wideo z polowania. Miało ono zostać nagrane w Nadleśnictwie Rudka. Widać na nim martwe dziki i biegające wokół nich podaje „Wirtualna Polska”, odstrzał dzików zaczął się w sobotę 12 kwietnia. Polowania zyskały aprobatę Unii Europejskiej. Ma być „zgodne z przepisami”. Na dzikach się jednak nie skończy. Wydano pozwolenie, wkrótce rozpocznie się odstrzał bobrów i TEŻ: Epidemia ASF w Polsce. Ktoś zrzuca chore dziki z samolotu?
Daniel Malinowski nie żyje. Rozjuszony dzik zaatakował go na polowaniu. Piłkarz poniósł śmierć z powodu Malinowski nie żyje. Dzik zabił piłkarza na polowaniuDla Janusza Malinowskiego wieloletniego prezesa Klubu Sportowego Warka ostatnie miesiące są wielkim życiowym koszmarem. Dwa miesiące temu po tragicznym wypadku samochodowym na Mazurach, pochował 20-letniego syna. W sobotę podczas polowania w lesie zginął Daniel, jego starszy syn. Trudno sobie w takim przypadku wyobrazić ból rodziny i tragedii doszło podczas polowania w okolicy Magierowej Woli koło Warki. Rozjuszony, ranny dzik zaatakował ludzi, ugodził ostrym kłem Daniela Malinowskiego w tętnicę udową. Koledzy rannego rzucili mu się na pomoc, próbowali zatamować krew, nieśli do samochodu, żeby zawieźć do szpitala. Zanim dotarli do auta, mężczyzna wykrwawił się na W sobotę właśnie przygotowywaliśmy się do wigilijnej kolacji w klubie kiedy dotarła do nas ta dramatyczna wiadomość. Odwołaliśmy spotkanie, wszyscy jesteśmy w szoku i jakoś nie potrafimy się pozbierać. Sam jestem strasznie załamany. Z Danielem grałem wiele w Warce, gdzie on pełnił funkcję kapitana. Potem był motorem napędowym dla całej drużyny. Straciliśmy prawdziwego wojownika, człowieka który nigdy nie odpuszczał na boisku. Straciliśmy też wspaniałego kolegę i przyjaciela - powiedział nam Hubert Czubaj, trener Legionu Głowaczów.
atak dzika na polowaniu